Z Klubem Podróżnika w Himalajach

Data spotkania: 24.01.2011 18:00

24 stcznia 2011 r. odbyło się pierwsze w tym roku spotkanie Klubu Podróżnika. Tym razem w niezwykłą podróż w Himalaje, w trasę wokół Annapurny, zabrali klubowiczów Beata i Leszek Turkowie.

Już na samym wstępie Beata Turek zaznaczyła, że tonie była wspinaczka, lecz 10-dniowy trekking po Annapurnie. - Trekking jest czymś pomiędzy właśnie wspinaczką a spacerem po górach. Szliśmy wokół Annapurny starą trasą karawan, które tamtędy przechodziły. Trasa ta biegnie prawie cały czaswzdłuż rzeki Marsz Jandii i tę rzekę pokonywaliśmykilkadziesiąt razy różnymi mostkami.

 

Żnińscy podróżnicy wybrali trasę wokół Annapurny, gdyż ma ona opinię najpiękniejszej w Himalajach, najbardziej można się tam na góry napatrzeć, najbliżej nich podejść, a te widoki są rewelacyjne.

 

Państwo Turkowie samolotem z Warszawy udali się do Wiednia, a stamtąd do Niudeli. Po kilku godzinnym oczekiwaniu wsiedli w samolot lecący do Katmandu.

 

W Katmandu spędzili wieczór i jedną noc, a rano udali się do miejsca, z którego mieli wyruszyć w trasę – do Besisahar. Dalej z przewodnikiem ruszyli już pieszo.

 

Kolejny dzień tobardzo długa wędrówka, gdyż musieli nadrobić dwie godziny, których nie udało się im pokonać dzień wcześniej. – Trasa nie jest w żaden sposób oznakowana – powiedziała Beata Turek. Po dwóch godzinach doszli do miejscowości Bahundanda.

 

- Każde wejście i wyjście z miejscowości jest uwieńczone bramą – powiedziała Beata Turek. Tego dnia szli ponad 8-9 godzin i doszli do miejscowości Chamche i tam spędzili kolejny nocleg.

 

Podstawą wyżywienia była dla nich dalba, składająca się z dużej ilości ryżu, sosu z soczewicy, bardzo ostrych pikli i czasem płatka uprażonego ciasta.- Ciekawostką jest to, że kobiety w Nepalu szczególnie dbają o włosy, jak na warunki w jakich żyją i mieszkają zachwycała nas ich dbałość o higienę w ogóle, a o włosy w szczególności. Wkażdej miejscowości jest właściwie jedno ujęcie wody na wieś, nie ma wody w domach,gdzieś na placyku i wokół tego miejsca toczy się życie całej wsi. Tam się myje naczynia, tam się pierze, tam się myje siebie, myje dzieci, bez przerwy ktoś się mył, ktoś się czyścił – powiedziała Beata Turek.

 

Trzeci dzień to trasa z Chamce doDanaqyu czyli z 1430 m do 2300 m. Podstawowym środkiem transportu w górach były osiołki i muły, a karawany składały się zawsze z 9 sztuk. – Osły są w idealnym stanie, są zadbane, dobrze osiodłane, widać że właścicielom zależy na nich. Przechodzą one bez problemu po tych mostach – powiedziała Beata Turek.

 

Podróżnicy po drodze przechodzili przez miejscowość Tal, a za nią zaczęła się ostra wspinaczka pod górę. – Przed każdą miejscowością i za każdą miejscowością znajdują się młynki modlitewne, a kiedy się je kręci to modlitwa leci do nieba – powiedziała żnińska podróżniczka.

 

Na całej trasie wokół Annapurny znajdują się punkty, do których państwo Turkowie musieli się zgłaszać, że przechodzą prze rejon Annapurny. – Nie wolno takiego punktu ominąć, trzeba się zgłosić że się idzie, oni nas bardzo dokładnie odnotowywali. Rok przed nami było na tej trasie tylko 20 Polaków – powiedziała Beata Turek.

 

Turkowie przeszli przez miejscowość Bagarchap, która w 10 listopada 1995 roku została niemal całkowicie zniszczona przez lawinę błotną. Zginęło wówczas bardzo dużo mieszkańców i turystów śpiących w hotelach. Kolejny nocleg spędzili w Danaqyu.

 

Czwarty dzień to wędrówkaz Danaqyu doChame czyliod 2300 do 2670 m. – Po raz pierwszy widzimy Annapurnę. Jej wysokość Annapurna pokazała się nam w pełnej krasie. Był to drugi szczyt Annapurny czyli tak zwana Annapurna II, 7937 m. Nie mogliśmy się na nią napatrzeć, bo w końcu dla niej tam poszliśmy, a zobaczyliśmy ją tego dnia po raz pierwszy – powiedziała Beata Turek i dodała: - Annapurna po nepalsku to znaczy wypełniona pożywieniem, czyli uosobienie bogini dającej pożywienie ludzkości.

 

W Chame państwo Turkowie spędzili kolejną noc. Jest to miasteczko, w którym znajduje się bank, poczta a nawet kafejka internetowa, jedyna na całej trasie.

 

Rano wyruszyli w dalszą drogę. Zbliżyli się do góry Oble Dome. - Jest to jeden wielki blok skały, który wygląda jak wyślizgany i wygładzony. Myśmy cały dzień wokół niej szli. Nepalczycy wierzyli i wierzą, że jest to góra na której spotykają się dusze zmarłych zanim udadzą się w dalszą drogę. Góra jest naprawdę przedziwna i prześliczna – powiedziała Beata Turek. Podróżnicy dochodzą do Lower Pisang (3200 m) i tam nocują.

 

Kolejny dzień jest ciężki. – Podejście jest naprawdę trudne, ale było warto, widoki były niesamowite. Idziemy z 3200 na 3560, z tym że po drodze wchodzimy więcej, na prawie 3700 m, by potem zejść do miejscowości gdzie śpimy – powiedziała pani Beata. Podróżnicy dotarli do punktu widokowego, z którego podziwiali Gangapurnę, jedną z gór masywu Annapurny.

 

Dalej podróżnicy udają się do Bragi, a następnie noc spędzają w Manang. Tam pojawiają się jaki. – Jeden z tych jaków całą noc stał pod naszym oknem i ryczał – powiedziała Beata Turek.

 

Następnie ruszyli dalej – do Yak Kharki czyli z 3500 do 4050 m. Trasę tę pokonali w 4 godziny.

 

Przedostatni dzień to 4-godzinny marsz z Yak Kharkido Thorung Phedi czyli z 4050 do 4450 m. Jest coraz zimniej, szlak jest bardzo męczący z powodu dużej wysokości, a ponad głowami szybują orły himalajskie. – Co najmniej 20 ich przyleciało. Niesamowite wrażenie. Piękne ogromne ptaki. Warto było wejść na tę górę by te orły zobaczyć – powiedziała Beata Turek.

 

W końcu ta chwila nadeszła i żnińscy podróżnicy weszli na przełęcz dostępną na szlaku turystycznym - Thorung La 5416 m n.p.m, skąd podziwiać mogli wspaniałą panoramę i sznury po flagach modlitewnych rozpiętych między ponad 6-tysięcznymi szczytami gór.

 

Członkowie Klubu Podróżnika z ciekawością słuchali tych niezwykłych opowieści, a przy okazji zajadali się pysznymi pączkami.