Ten downiejszy Żnin
Ogólne 11.12.2009
Zofia Krzyżaniak jest autorką muzyki do twórczości Mirosława Binkowskiego. Przy akompaniamencie akordeonu zaśpiewała ona kilka piosenek o Żninie, włączając do zabawy chórek czyli zebranych gości. Następnie o swoich rysunkach umieszczonych w słowniku oraz życiowej drodze opowiedział Tadeusz Ruciński. Na końcu głos zabrał wydawca książki Dominik Księski, który opowiedział dlaczego zdecydował się wydać słownik o pałuckiej gwarze.
Mirosław Binkowski tak opowiedział zebranym gościom o pomyśle narodzin słownika:
- „Żeby się wytłumaczyć z tej książeczki to musiałbym zacząć przede wszystkim od tego zdjęcia czyli od moich rodziców. Bo to dzięki nim przyszedłem na świat w Żninie, który jest dla mnie najważniejszym miastem na świecie. I tak jak piszę w swej książce, mieszkam w Toruniu w przepięknym mieście, którego starówka wpisana jest na listę UNESCO, natomiast serce i to co najważniejsze zawsze tutaj, w Żninie. I właśnie mówię, że dzięki rodzicom nie wstydziłem się gwary, mówiłem gwarą i wyrastałem w tej gwarze. Moi rodzice mówili gwarą, moja babcia mówiła przepiękną, pewnie jeszcze dziewiętnastowieczną gwarą, natomiast moi rodzice byli inni niż wielu rodziców moich koleżanek i kolegów i nie zabraniali mi tej gwary, nie mówili, że gwara to jest coś brzydkiego, że nie wypada, że – jak ty brzydko mówisz, jak ty się wyrażasz, a wielu rodziców w wielu domach w tym czasie kiedy ja byłem dzieckiem tak właśnie do swoich dzieci mówiło. Bo zaczął się wtedy taki jakiś niezdrowy jak się okazało i niepotrzebny trend, że gwarę zaczęto uznawać za język gorszy od języka literackiego, od powszechnie obowiązującego języka polskiego. I niestety to jest taka pierwotna przyczyna tego, że gwara zaczęła powoli zanikać. Oczywiście tutaj złożyło się na to wiele innych rzeczy, takim drugim najważniejszym czynnikiem to ja upatruję telewizję, która zaczęła atakować nas językiem literackim, w której nie było miejsca na gwarę, w której język był jeden obowiązujący w Polsce i atakowani tym językiem, a od lat sześćdziesiątych zaczęliśmy coraz więcej tej telewizji oglądać, atakowani tym językiem zaczęliśmy przyjmować go jako swój, jako jedyny i zapominać o tym naszym rodzinnym, rodzonym języku. I był to okres tych lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, gdy ta gwara powoli zanikała, był to okres kiedy myśmy nie zdawali sobie sprawy z tego co tracimy, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to coś być może tracimy bezpowrotnie. I dopiero ja sam uświadomiłem to sobie, kiedy zacząłem przyjeżdżać do Żnina, bo właściwie mieszkałem w Żninie tylko przez pierwsze dziewiętnaście lat swojego życia, reszta to były tylko przyjazdy, bo już na studia poszedłem do Bydgoszczy, a zaraz po studiach wyprowadziłem się do Torunia. Natomiast bardzo często przyjeżdżałem, bo tak jak Państwu mówiłem, byłem bardzo związany i z moją rodziną, i z moim rodzinnym miastem, i dlatego często przyjeżdżałem tutaj. Jak przyjeżdżałem to z kolegami i z koleżankami oczywiście rozmawiałem gwarą, bo nie wyobrażałem sobie inaczej, ale zauważyłem, że te pokolenia młodsze ode mnie, choćby moi siostrzeńcy już gwarą nie mówią, a jeżeli to tylko sporadycznie i jakieś tam pojedyncze wyrazy. A już te jeszcze młodsze pokolenia w ogóle. I wtedy sobie uświadomiłem, że tracimy coś być może bezpowrotnie, bo jeżeli gwara nie jest zapisana, jeżeli nie jest zarejestrowana, jeżeli nie ma słownika tej gwary czyli w materialnej postaci ta gwara nie jest zachowana, no to nie ma siły, to musi to być proces bezpowrotny. I wtedy zacząłem sobie kombinować, że warto by było zrobić coś, żeby powstrzymać ten proces, a jeżeli nie powstrzymać ten proces to choćby żeby zachować dla przyszłych pokoleń jako ciekawostkę, jako świadectwo zachować dla przyszłych pokoleń tę gwarę. I w związku z tym, że zawsze już od młodych lat wychodziły mi jakieś tam wierszyki, jakieś pisanie, to siadłem sobie kiedyś i pomyślałem, że mógłbym coś w gwarze napisać. W ten sposób powstał mój pierwszy pisany gwarą wiersz „Mój downiejszy Żnin”. Trochę nie byłem pewien tych moich dokonań literackich, trochę się tego wstydziłem ale że chciałem jednak żeby ktoś to przeczytał, to skontaktowałem się z powstałą krótko przed redakcją „Pałuk” i wysłałem tam ten wiersz pod pseudonimem. No i okazało się, że ludziom to się spodobało, miałem takie bardzo sympatyczne odzewy, że wierszyk się podoba. No i to zmobilizowało mnie żeby pisać dalej. I w ten sposób powstała ta moja pierwsza książeczka czyli „Mój downiejszy Żnin” czyli wierszyki i brandzynie o pałuckiej gwarze, żniniokach i Żninie. Ale już zaraz po napisaniu tej pierwszej książeczki, taki mój drugi pomysł to był właśnie słownik. I taka pierwsza wersja tego słowniczka, taka bardzo uboga zawierająca trzysta czy czterysta słów to powstała właśnie natychmiast po napisaniu tej książeczki. I potem od czytelników tej mojej pierwszej książki miałem sygnały, że trzeba by, że następny etap to słownik, że jednak przydałoby się, że tu jest tyle słów, że nie każdy je już rozumie, że trzeba by to zachować. I powoli, powoli zacząłem tę pracę. I faktycznie jak tu w tej książce jest napisane, tak naprawdę zajęło mi to jakieś 10 lat pracy, tym bardziej że cały czas byłem człowiekiem aktywnym zawodowo, pracowałem w szkole, później po przejściu na emeryturę taką szkolną w dalszym ciągu pracuję do dzisiaj zresztą, także to był taki trochę kradziony czas, trochę nocami, trochę późnymi wieczorami, i dlatego być może trwało to tak długo. Ale przyszedł taki moment, że doszedłem do wniosku, że – pewnie że zawsze można więcej i że być może a raczej na pewno nie wszystko w tym słowniku się znalazło, natomiast jest już tego tyle, że można to wydać” – powiedział Mirosław Binkowski.
Spotkanie przebiegło w sympatycznej atmosferze, przy kawie i piernikach wspominano dawniejszy Żnin, lata dzieciństwa i młodości oraz pierwsze miłości.